poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Do trawy na łąkach....

Co roku, pod koniec sierpnia, przypomina mi się ta piosenka. Gdy byłam w V klasie, Zdzisława Sośnicka wyśpiewała ją w Opolu, lata świetlne temu, ale wpadająca w ucho i stale aktualna.
Dlatego dziś pod kontem zbliżającego się końca wakacji.
Tu jeszcze jedzeniowe zdjęcia. Smoothie detoksujące wg Caffe Mała: kiwi, ananas, mango, banan. Wygląda niczym przetarty Shrek, ale jest smaczne.


A poniżej surówka z czerwonej kapusty. Jest ona twardsza niż biała, dlatego ja najpierw zasalam ja i po jakimś czasie odlewam "wodę", później dodaję pieprzu, majeranku, trochę cukru, soku z cytryny i opcjonalnie:
 - jogurt wymieszany z przeciśniętym ząbkiem czosnku(wersja light)
 - majonez (łyżka stołowa), może być tez z czosnkiem
Później znowu musi to poleżeć, aby się "przegryzło".


Robię ja zamiennie z surówka z marchewki, bo nie lubię jak na talerzu jest wszystko żółte (ziemniaki, mięso, dodatek).

I w ten sposób prawie zakończyłam temat jedzeniowy. Prawie, ponieważ następne zdjęcia wiążą się przyrodniczo - jedzeniowo. Ponieważ ostatnie dni sierpnia były deszczowo - słonecznie, a mieszkam przy lesie, zatem Facet juz nie mógł wytrzymać i "poszedł sprawdzić swoje grzybowe miejsca". I oto efekt tej lustracji:

 
Chamsko i bezczelnie w misce...


 malowniczo zaaranżowane w kuchni

Facet uwielbia grzyby w sosie śmietanowym z ziemniakami lub tylko z chlebem. Ja natomiast, jeśli już mam je jeść, to lubię z makaronem na gęsto.

Te które Facet nazbierał to prawdziwki, są twardawe, bardziej dodaję je do dekoracji, podkreślenia szlachetności smaku. W potrawach bardziej lubię podgrzybki. Prawdziwki to jeszcze w occie do wódeczki....
Natomiast grzyby w śmietanie robię następująco:
- grzyby oczyszczam, płuczę w zimnej wodzie, kroję na kawałki, nie siekam, tylko robię takie większe (np kapelusz o średnicy ok. 4cm kroję na 4 części)
- grzyby odgotowuję w wodzie - gotują się specyficznie, bo długo długo nic, a potem nagle robi się piana, która szybko ucieka z garnka i trzeba myć kuchenkę... Gotuję je do pierwszego "gotowania", nie pozwalam, aby się "przewracały. Potem zlewam je na sito. Niestety, cała woda jest stracona.
- na łyżce masła podsmażam cebulkę - najlepsza dymka, ale może być taki wyrośnięty szczypior, dodaję do tego odgotowane grzyby
- dodaje sól (dość dużo, bo grzyby lubią "pić" sól), majeranek, ziele angielskie ok.4 ziaren, liść laurowy, pieprz
- duszę na średnim ogniu, dodając w międzyczasie białego wina (ok. 3-4 łyżki), może być półwytrawne, ja dziś dałam słodkie i też było dobre, byle nie za ciężkie to wino
- gdy grzyby są średniomiękkie, dodaję łyżkę śmietany i mieszam wszystko razem, później jeszcze chwile podduszam na wolnym ogniu, aby śmietana się nie zwarzyła.
I teraz: można dodać do makaronu i wymieszać, dodając utarty ser, albo polać ugotowany makaron. Najlepszy makaron to szerokie wstążki, nie miałam takiego i u mnie jest wersja z kokardkami.




Te dwa nagie miecze to nie spóźnione poselstwo krzyżackie do króla Jagiełły. Bo też i miecze mizerne a i toporek i gliniaki nie na miejscu. To zapowiedź wczorajszego popołudnia na XV Jarmarku Średniowiecznym na zamku w Chudowie. Byliśmy na nim dwa lata wcześniej i był bardzie zorganizowany "na bogato". Można było wykonać kartkę papieru czerpanego, uczyć się pisma gotyckiego, próbować wykuć coś w kuźni. więcej było tez bractw rycerskich i kramów. Podobała mi się szczególnie jedna suknia, i już byłam gotowa ją zakupić, ale w porę przypomniałam sobie, ze po pierwsze primo - nie miałabym jej gdzie założyciel, a po drugie primo - nie chodzę w sukienkach/spódnicach. Dodatkowo ciżmy, sakwy, paski, zausznice...
Wczoraj tylko rozbity był obóz rycerski, tzn obóz się zwijał, bo brać rycerska musiała wrócić do rzeczywistości XXI wieku. Ale miałam możliwość zrobienia im paru zdjęć.
 
 Woje rozprawiający ze sobą i białogłowa, której to postawa wyraża: Długo tu jeszcze będziecie mleć ozorami? Jadło stygnie!"


 posłuszny woj udaje się na posiłek

  a tu już przy wspólnym stole

 Dwie białogłowy. Zapewne już zamężne. I pomyśleć, ze gdybym urodziła się 1000 lat wcześniej też nosiłabym takie odzienie. I kowalówną byłabym, ze względu na profesję Mojego Ojca.


Polaków rozmowy przy ognisku. Mężczyźni siedzą, a kobiety uwijają się.. Ot patriarchat.
 Ale najpiękniejsze zdjęcie udało mi się zrobić z ukrycia....

Widocznie już średniowieczni rycerze uznali, ze jednak wyroby ze Svealandu są najlepsze do umeblowania namiotów i zamków...

Natomiast z drugiej strony ruin zamku rozlokowali się bartnicy..

 Tu bartnik trzyma dłoń śmiałka i głaszczą rój pszczół.  Nie podjęłam się tego ryzyka - za bardzo cierpię po użądleniu pszczoły.

Ul, ale już w wersji "na bogato"

Natomiast my, poszliśmy na podgrodzie, gdzie znaleźliśmy uciechy dla ciała. 
Najlepsze jedzenie na świecie - chleb ze swojskiego wypieku ze smalcem i do tego ogórek małosolny, aaa..i kiełbasa z rusztu. I piwo z sokiem, ale to już nie dla mnie, tylko do ślubnego.

Jak mało potrzeba człowiekowi do szczęścia.....

1 komentarz:

  1. Dziękuję bardzo za przepis na borowiki w śmietanie, mój mąż właśnie w drodze z lasu do domu, podobno z wielką torbą grzybów...

    OdpowiedzUsuń