środa, 30 lipca 2014

Sandomierz - dzień drugi.

Pogodowo drugi dzień w Sandomierzu miał być burzowy. Miał być. Spałam obok okna, a ze na nowym miejscu, więc obudziłam się dość wcześnie. jednak nie zrywałam się z łóżka - spokojnie poczytałam książkę, potem zaparzyłam kawę. Później poleciałam po bułki na śniadanie - urok mieszkania w centrum miasta.
Z Panią Ewą - lokatorką z piętra - omawiałyśmy spokojnie co warto zobaczyć, a co ignorować. Ona była dłużej w Sandomierzu i we wtorek wyjeżdżała do domu, do Warszawy. Tak na marginesie, poprzedni wieczór rozmawiałyśmy o sobie, opowiadała nam, jak stan wojenny zastał ją w Algierii i tam załatwiała sobie kontrakt, aby móc pracować. To normalnie załatwiało się  w Polsce i przy nieziemskich znajomościach i uruchomieniu kontaktów. Jej udało się to o dziwo załatwić w Algierii i miała możliwość pracować tamże jako stomatolog. dodała ze śmiechem, że po arabsku potrafi powiedzieć: "Otwórz buzię, zamknij buzię"
   Po pożegnaniu się, wyruszyłyśmy z Moją Kopią na zwiedzanie. Zaczęłyśmy od Wąwozu Królowej Jadwigi. Sandomierz położony jest na wzgórzach lessowych, które miejscami są wypłukiwane przez wodę. Takim właśnie przykładem erozji jest ów wąwóz.

 wejście do wąwozu
Dzień był ciepły, można powiedzieć - upalny. A my, jak te blondynki, nie skojarzyłyśmy, ze wąwóz jest otoczony drzewami liściastymi  i jednocześnie jest sferą wampirowych komarów. Bo to nie były zwykłe komary  to były komary - zombie. Dlatego zdjęcia z wąwozu nie są wycyzelowane. nie miałyśmy czasu ustawić aparatu, bo prawie słyszałyśmy, jek te krwiożercze bestie zwołują się: "E...dziewczyny, są nowe ofiary, dajemy. Pamiętajcie, delektujemy się, a nie wypijamy do końca!"





korzenie drzew porastających wąwóz - tu świetnie wypłukane przez wodę, przywołują na myśl las namorzynowy.


Wąwóz nie jest zbyt długi. Mu zwiedzałyśmy go od strony kościoła św. Pawła w stronę Wisły. Szłyśmy "z górki", wygodniej. Ale byłyśmy zadowolone, gdy wreszcie pozbyłyśmy się "koarów - zombie".
A ze byłyśmy nad Wisłą, poszłyśmy na przystań, aby móc podziwiać Sandomierz od strony Wisły. Płynęłysmy stateczkiem - barką, niezbyt dużym, ale i cena była przystępna - 10 złotych od osoby. Dodatkowo współwłaściciel stateczku opowiadał ciekawostki nt. Sandomierza. Pokazał nam np wyjście z lochów, które znajdują się pod wzgórzem zamkowym. Po wojnie lochy te były jeszcze czynne, nie tylko dla skazanych ale np mieściła się tam pralnia więzienna. Wejście te jest niepozorne, przy wyższym poziomie Wisły jest zalewane. Wdałam się w rozmowę z "kapitanem", który dodatkowo opowiadał o ciekawostkach Sandomierza i okolicy. Pokazał wzgórze Salve Regina - miejsce wykopalisk, które wskazują na obecność osadnictwa na tych terenach już w 4,5 tys. lat temu, Góry Pieprzowe, najprawdopodobniej najstarsze w Europie.
To właśnie Góry Pieprzowe. Nazwa nie pochodzi od pieprzu, który mógłby być uprawiany na ich zboczach, tylko od okruchów skalnych podobnych do pieprzu.
Kapitan wspominał też co warto zwiedzić w Sandomierzu. Gdy wpływaliśmy do 'zatoczki" otworzonej na brzegu Wisły mijaliśmy wędkarzy, którzy cierpliwie "moczyli Kije" . Kapitan wspomniał, ze właśnie tutaj w Wiśle pływa sum ok 80 kg. widziało już go kilku, jednak nie można go złapać na wędkę, każda zrywa. Trzeba po prostu w kilku chłopa wypłynąć i złapać "na siatkę".
Nie wiem, czy chciałabym widzieć takiego suma podczas kąpieli w wodzie.

 panorama Sandomierz od strony Wisły.

Collegium Gostomianum, jedna z najstarszych szkół w Polsce.

Collegium początkowo było zespołem klasztornym zakonu jezuitów w XVII w.ufundowaną przez Hieronima Gostomskiego i rodzinę Bobola (tej od św. Andrzeja Bobli) Zachowane wschodnie skrzydło (początkowo były dwa skrzydła) od początku miało przeznaczenie szkolne. Najpierw jako szkoła jezuicką a później świecka . Do jego absolwentów należą m.in. : Julian Kawalec, piloci polscy w bitwie o Anglię, S. Młodożeniec, S. Szwarc - Bronikowski.
Po rejsie weszłyśmy na skarpę sandomierską, aby zwiedzić Dom Długosza (też polecił go nasz Kapitan). Wstęp do Domu wynosi majątek - dla mnie 6 złotych a ulgowy 3 złote... no wszystkie pieniądze świata


Budynek wzniesiony ok. XV wieku, w stylu późnogotyckim, ufundowany przez wychowawcę synów Kazimierza Jagiellończyka, ale i wybitnego historyka, kronikarza. Obecnie mieści się a nim Muzeum Diecezjalne, współtworzone rpzez K. Estreichera. Jednak zbiory jakie są udostępnione, to nie tylko przedmioty związane z kultem religijnym.
Nożna tam zobaczyć np fajkę Adama Mickiewicza, laskę szklaną, którą podpierały się damy w XVIII - XIX wieku (bardziej do ozdoby ta laska), kosmyk włosów Napoleona itp.
Mnie natomiast zachwyciły..nie, to niewłaściwe słowo, wzbudziły szacunek trzy eksponaty. Pierwszy to Krzyż Grunwaldzki, zdobyczny, spod Grunwaldu, ofiarowany przez Władysława Jagiełłę. A niezwykłość tego eksponatu polega na tym, ze zawiera w sobie fr. Drzewa Krzyża. 

 Krzyż Grunwaldzki

Drugi eksponat to rekawiczki królowej Jadwigi (małżeństwo Jagiellonów było wyjątkowo hojne dla Sandomierza ). To podobno podziękowanie za wyciagniecie jej z zaspy śnieżnej.
- A jak ja odśnieżam wjazd przez cała zimę, to mi nawet jednej rękawiczki nikt nie podaruje-

 

 Nie wiem, czy widoczne jest to na fotografii... ale w dolnym lewym rogu gabloty zawierającej rękawiczki widoczne są łupiny orzecha włoskiego. Podobno owe rękawiczki, gdy się poskłada, mieszczą się w łupinie orzecha włoskiego, gatunek sandomierski

I ostatni eksponat to księgi liturgiczne. Ich wielkość, iluminacje, sposób zapisu.

 Jedna z ksiąg, stojąca na pulpicie muzycznym w sieni Domu. 

Gdy wychodziłyśmy z Domu, siedzący przy wejściu ksiądz (zapewne pełniący dyżur) zachęcił do zwiedzenia wystawy w piwnicach. I tu zaczyna się inne oblicze Sandomierza.
Sandomierz zaliczany był do miast "królewskich" (obok Krakowa i Wrocławia), zamek sandomierski powstał na zlecenie Kazimierza Wielkiego, zatem nie należy się dziwić, ze i w tym mieście pojawili się Bracia Starsi w Wierze,  czyli bez stosowania metafor - Żydzi. Z dokumentów historycznych wynika, ze właśnie tu znajdowała się największy i najbogatszy ośrodek żydowski.
Zatem nie sposób oddzielić ich historii od historii całego miasta.
I tego właśnie dotyczyła wystawa w piwnicach. Stare zdjęcia, listy, wspomnienia. Wskazywanie miejsc, gdzie kiedyś znajdowały się domy, kirkut, synagoga. Kilka zdjęć synagogi. I tłumaczenie symboli hebrajskich. Naprawdę - wystawa piękna, dająca do myślenia.

Następne miejsce, gdzie warto wejść w Sandomierzu, to podziemna trasa turystyczna. Wejście do niej znajduje się na bocznej uliczce od Rynku (ul. Oleśnickiego). Nawiasem mówiąc: na tej uliczce umiejscowiony jest "filmowy" komisariat z "Ojca Mateusza"
Podziemna trasa to system XIV i XV wiecznych piwnic w których kupcy przechowywali towary. Wejście do trasy jest o wyznaczonej godzinie z przewodnikiem, koszt - jeśli dobrze pamiętam - 10 i 6 złotych. Można sprawdzic na stronie internetowej. 
 Prace nad ta trasą trwały w latach 50 - 60 ubiegłego wieku, wykonywali je górnicy z kopalni śląskich, stosując zabezpieczenie przed zawaleniem się podziemi typowe jak w kopalniach węglowych. Sandomierz położony jest na wzgórzach lessowych (7 wzgórzach - niczym Rzym), dlatego tez często dochodziło do zapadania się gruntów. Aby tego uniknąć stworzono właśnie takie zabezpieczenia. 

 podziemne korytarze

 Dama w spodenkach (zamiennik Białej Damy)

Większość korytarzy zabudowano współczesną cegłę, tylko we wnękach dostrzec można te średniowieczną

 Po wyjściu z podziemi (lapidarium w Ratuszu) poczłapałyśmy na kirkut.A właściwie na pozostałość po nim. Pierwotnie kirkut znajdował sie miedzy ulica Dolne Podwale a Tatarską (czyżbyśmy mieszkały na cmentarzu), później został przeniesiony na ulicę Suchą. Dzis znajduje sie na nim pomnik - piramida z ocalałych po II wojnie  macew. Jest to hołd oddany pomordowanym Żydom .

macewy, to co z nich pozostało, wmurowane w mur kirkutu

piramida - pomnik -  z ocalałych macew

 jedyna macewa w języku polskim

Na macewach czesto powtarzajacym się symbolem jest lew - znak plemienia Judy.
Kirkut mały, ale jakże pełen "westchnień". Szkoda tylko, ze jakoś nie wszyscy potrafią zrozumieć różnorodność ludzkiego pokolenia ("I naucz nas, ze pod Twym niebem nie masz ni Greka ni Rzymianina")

Wracałyśmy zmęczone na Stare Miasto. Miałyśmy w planach wejść na taras widokowy na Bramie Opatowskiej. Ale jednak wizja ponad 100 schodów działał na nas dokująco. Przeszłyśmy na obiad w restauracji Oriana,  a później do naszej ukochanej Cafe Mala (o niej później, bo to historia na osobny wpis).
Oczywiscie sfotogrofowałam Rynek ponownie, uwieczniając jeszcze zakotwiczone niebo.

 tu na rowerze zjeżdza ojciec Mateusz

 zakotwiczone niebo

Zmęczone powlokłyśmy się do domu. Jak dobrze, ze znalazłam noclegi tak blisko Rynku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz