wtorek, 21 stycznia 2014

Wolne, wolne....

Lekko odetchnęłam i zabrałam się do pracy twórczej. Poniżej prezentuje szalik popełniony, ale na modelce. To nie ja odpowiadam za jakość zdjęcia, wiec nie do mnie pretensje.
Natomiast po przeglądnięciu różnych innych blogów stwierdziłam, że popełnię sweterek robiony w całości - przód i tył, a później do tego dorobię rękawy. Bardzo podobają mi się swetry irlandzkie (dopiero teraz odkryłam, ze mają swoja nazwę, ja je zawsze nazywałam warkoczowymi), których bogaty wybór znalazłam TU , a historię ich powstania miedzy innymi TU. Nie ma sensu, abym przepisywała historie swetrów, miłym tylko zaskoczeniem było, że pierwotnie swetry te były dziergane przez mężczyzn ( czyżby gender już wtedy miało się dobrze?). Podbudowana tymi wiadomościami i napatrzona w różnego rodzaju wzory postanowiłam twardo, że muszę ponownie sobie taki sprawić. Bo sennym wspomnieniem był juz sweter robiony przez Moja Mamę z pięknej kremowej owczej wełny z jeszcze piękniejszymi wzorami (wiedziona lekkomyślnym porządkowaniem przeznaczyłam go na śmietnik). Nie upierałam się przy jasnym kolorze - czerwony tez może być. Zaczęłam więc wertować strony, czasopisma, dokonywałam obliczeń, próbek...... W wyniku czego opracowałam wzór i układ wzorów. Niestety, dziś rano, patrząc na to świeżym okiem, stwierdziłam, że to nie to i jedynym sposobem będzie udanie się do zaprzyjaźnionego sklepu i zakupienie włóczki w odpowiednim kolorze. A czerwona poczeka na pomysł dotyczący jej wykorzystania.
Ponieważ dziś Dzień Babci i u mnie w domu Babcia otrzymała stosowne dowody wdzięczności. A ja , tak dla samej przyjemności kupiłam zapomniane już chyba frezje. Ich piękno jest nieuchwytne, a zapach nie do opisania.


Pozdrowienia dla czytających.
P.S. Szczególnie chciałam podziękować MonDu za dodanie komentarza pod moim ostatnim wpisem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz