W piątek poszłam do pracy w moim swetrze, który dłubałam od połowy października. Jest czerwony, więc był jak najbardziej "na temat". Sweter prezentuje się tak:
Nie mam, niestety, manekina, więc prezentacja musi odbywać się w pozycji horyzontalnej. Mogłam wszakże zrobić sobie zdjęcie w nim, ale po pierwsze primo - nie lubię zdjęć robionych do lustra (a jedyne normalne lustro mam w sypialni i nie chciałabym, aby prezentować pościel). A po drugie primo - bateria w Nikonie była się rozładowała i musiałam czekać na jej ponowne ożywienie. Ale nic straconego, Moja Kopia obiecała, ze zrobi mi przy najbliższej okazji i w sprzyjającym otoczeniu.
Ponieważ rodzinne atrakcje urodzinowo - przyjęciowe odbyły się w sobotę, w niedzielę mogłam pojechać na kolędowanie do Państwa Kapias. Cudne cztery godziny relaksu i słuchania muzyki w wykonaniu tria gitarowo - akordeonowego.
A dziś ostatnie zakupy o przygotowanie do świąt. Upiekłam ciastka serowe, których przepis dałam już wcześniej. Prezentują się może przeciętnienie, ale smakują obłędnie
Kapusta z grzybami, sałatka jarzynowa i wywar na zupę rybną i barszcz już są przygotowane i "przegryzają się". To magiczny proces, którego chemicy nie potrafią dokładnie opisać, ale wszystkie kobiety, które gotują doskonale wiedza na czym on polega. Już nie dodam, ze sezon :"NIE JEDZ TEGO, TO NA ŚWIĘTA", uważam za otwarty.
Dodam jeszcze, ze choinka juz jest, ale stoi na balkonie, bo Futrzak Hultajowaty wykazywał duże zainteresowanie wszelkimi ozdobami jakie na niej dyndają. A ponieważ jest ona prawdziwym drzewkiem osadzonym w donicy, wiec dla jej dobra lepiej będzie, gdy będzie podziwiana przez drzwi balkonowe.
Dodam jeszcze, ze choinka juz jest, ale stoi na balkonie, bo Futrzak Hultajowaty wykazywał duże zainteresowanie wszelkimi ozdobami jakie na niej dyndają. A ponieważ jest ona prawdziwym drzewkiem osadzonym w donicy, wiec dla jej dobra lepiej będzie, gdy będzie podziwiana przez drzwi balkonowe.
A jako akcent rękodzielniczy - kolejne pudełko decoupage w wykonaniu Mojej Kopii. Doszła już do wprawy i wyrabia je-można rzec - taśmowo.
Już nie będę dodawała, ze zlałam wreszcie ostatnie nalewki - śliwkową i winogronową. Produktem ubocznym śliwkowej są same śliwki w spirytusie, które moczyłam w czekoladzie i mam takie domowe praliny.
To właśnie one, stygną na parapecie okiennym i z tego co widzę - tajemnicze palce już je pokosztowały.
I nie dodam tez, ze zamierzam wykończyć sweter "rósiowy", zabrać się za sweter we wzory norweskie, zrobić czapki(sztuk dwie), przeczytać masę książek....
Coś tak mi się wydaje, ze braknie mi czasu.....
Spokojnych i pogodnych świąt dla wszystkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz