piątek, 23 sierpnia 2013

Praca, praca.....

Jestem zagoniona. Choć nie, tu przesadzam: po prostu sama sobie dodaję pracę. Zaprawiłam znowu konfiturę z owoców róży i płatków, zrobiłam sok. Dodatkowo nastawiłam ziołówkę, znalazłam na nią przepis w książce Małgorzaty Kalicińskiej - Dom nad rozlewiskiem. Trzeba się niestety wczytać w tekst, aby go znaleźć. Mniejsza o tym. Zapałałam chęcią
posiadania takiej. Z tym ze przepis jak zwykle dostosowałam do siebie
Do pół litra wódki dałam łyżkę miodu, kilka ziaren ziela angielskiego, zielonego pieprzu(pierwszego 2 drugiego chyba z 5-6), do tego kilka liści czarnej porzeczki (ja dałam 3 powinny być młode, ale trudno o takie w sierpniu wiec dałam te z czubka krzewu), do tego gałązki mięty - może być czekoladowa, ja mam jeszcze cytrynową i truskawkową (liście po przetarci pachną w ten sposób), ale dałam tylko cytrynowej (5 gałązek). I na koniec garść ziela tymianku. Wstawiła do spiżarni i niech naciąga. Gdybym jeszcze znalazła gdzieś młode pokrzywy...ale to to dopiero wiosną. Nalew ma postać przynajmniej z miesiąc, co jakiś czas trzeba nim potrząsać, aby wszystko dokładnie się przemieszało.
Zatem czekam.....
A co do książek Kalicińskiej - może niektórzy podgrymaszają na nie, ale ja lubię czytać coś, co czyta się lekko łatwo i przyjemnie. Podobnie jak serial zrealizowany w oparciu o jej książki.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz